Dla jednych póltorej godziny francusko-lewicowej indoktrynacji: ilość cytatów, niezbyt subtelnych sugestii i nawiązań do "cudownego '68" może przyprawić o zawrót głowy nawet najbardziej przychylnego ówczesnemu "projektowi" widza (a ci mniej zorientowani mogą porobić notatki, Godard chyba nikogo nie pominął;). Dla innych niebanalna próba dialogu, gdzieś z pogranicza takich czy innych środków wyrazu. Tak czy inaczej - może zmęczyć. Ale wolę pomęczyć się przy takim przeintelektualizowanym fafa-fafa niż nakręconym przez zupełnie zobojętniałego na tzw. drugie dno, reżysera filmów niby-rozwrywkowych. Gdy do wyboru mam trochę zbyt gęste i przyciężkawe momentami Godardowe bajanie w alternatywie do zwiewnej i jakże przeźroczystej Fridy; wybieram wieczne dziecko paryskich czułych rozdarć i przeterminowanych manifestów - choćby z uwagi na wartość edukacyjną;>>